maj
09
18

ICELAND III niebieska i czarna plaża

czarna plaża Islandia Dzikie Historie roadtrip camping sesja na Islandii gorące źródła Vik Reynisfjara Jokursarlon lodowiec diamond beach ocean

Myśląc o Islandii, w głowie ukazują mi się dzikie bezdroża, kilometry nagiej ziemi. A jednak temat ciągle krąży i będzie krążył wokół wody. Jak to na wyspie.
Dziś o tej spienionej, miażdżącej skały w drobny piach i tej pradawnej, zamarzniętej, która niknie niemal na naszych oczach.

Mimo, że dopiero pierwsza doba dobiegała końca, stawało się jasne, że nie wypełnimy naszego planu podróży, czyli objechania całej wyspy. Wg. niego powinniśmy spędzić drugą noc w okolicy Jökulsárlón (odległego o ok 200 km), tymczasem nawet mniej optymistyczna opcja, nocowania w Vik, spaliła na panewce.  Co mogliśmy zrobić? Cofnąć się do najbliższego miejsca, które było czynne, czyli campingu pod Skogafoss. Tym ruchem jednocześnie wróciliśmy niemal do porannego punktu wyjścia.
Plusem było to,że już nie musieliśmy się spieszyć. Nie obowiązywał nas już żaden grafik, jedynie bilet powrotny do Polski z wyznaczonym odlotem za 72 godziny.
Pojechaliśmy więc w stronę słońca i morskiej bryzy, leniwie cieszyć się zachodem.

Czarna plaża Reynisfjara


Wszystko co mogłabym napisać o tej plaży, będzie się ocierać o kicz i truizm. Dlatego wstrzymam wodzę i dodam,że tęsknie za tym miejscem.
Pomimo,że jestem team góry i niewiele widoków nadal mnie rusza. Mimo gęstego stężenia ludzkości na metr kwadratowy. To nic nie znaczy.

Gdy zaczął zapadać zmrok pojechaliśmy w drogę (nomen omen) powrotną do Skogafoss. Jako,że mój stan zdrowia zaczął się gwałtownie pogarszać,za co obwiniam pewną niepozorną rzeczkę a i moi towarzysze byli znużeni po dniu pełnym wrażeń, nie mamy dokumentacji z pobytu w Skogar.
A szkoda, bo nie ruszając się spod namiotów mogliśmy podziwiać zarówno wodospad jak i przelatujące nad nim nielegalnie drony. Raczyliśmy się tostami z serem pleśniowym wysmażonymi na palniku, wsłuchując się w śpiew bekasów (domniemanych kóz z pierwszej nocy). Suszyliśmy kostiumy kąpielowe pełne glonów na wietrze a gdy to nie wystarczało, w cieple suszarek łazienkowych.
I po jakże orzeźwiającej,siarkowej kąpieli pod prysznicem ładowanym na rybie monety mogliśmy wyruszyć dalej.

Ustaliliśmy, że najdalszym punktem na naszej trasie będzie Vatnajökull i sąsiednie Jökulsárlón z Diamond beach. Brnięcie dalej na wschód było nierealne, gdy w perspektywie mieliśmy długie trasy do przejechania i niepewne noclegi a tak czy inaczej musielibyśmy zacząć niemal natychmiast zawracać.


Zanim jednak będziemy podziwiać chłodne piękno lodowców, musieliśmy doprowadzić mnie do względnie stabilnego stanu, co oznaczało poszukiwanie apteki. W marketach próżno było poszukiwać jakichś leków (jak i alkoholu), ale miły kasjer wskazał nam na mapce drogę do przychodnio-apteki, nieopodal znanego Wam kościoła w Vik. Tam, ku naszemu zdziwieniu kazali nam zdjąć buty w przedsionku i zaprosili na rozmowę do recepcji, gdzie aby uzyskać jakiekolwiek produkty musiałam zostać zbadana przez dyżurującą pielęgniarkę. Z racji, że odmówiłam dokładniejszych, płatnych badań (chociażby dlatego, że byliśmy w miasteczku przejazdem, lekarza nie było a do Polski mieliśmy wracać lada chwila) przekazała co mogła (czyli niewiele :)) i tyle się widzieliśmy.

Była to ryzykowana decyzja z mojej strony, bo czekała nas kolejna noc pod namiotami, a nazajutrz obchodzono święto Wniebowstąpienia Pańskiego (Uppstigningardagur) i wszystkie placówki pozamykano.

Jökulsárlón

Jökulsárlón i Diamond Beach znajdują się dosłownie naprzeciw siebie, przedzielone N1. Co chwilę padał grad ale udało nam się złapać lukę pogodową by wyjść  na chwilę z samochodu.Może to efekt cieplarniany, może nieodpowiednia pora roku a może moje samopoczucie, ale choć były to niewątpliwie urokliwe miejsca opuściłam je bez większego rozczarowania.

Osiągnęliśmy nasz cel, pozostał nam powrót w stronę lotniska. Powolny, bo trwający aż 2 dni. Jeszcze tylko złapaliśmy trochę słońca, po całodniowych deszczach i gradach i możemy iść spać.
Tym razem w Svinafell, kolejnym campingu prowadzonym przez Polaków i naszym ostatnim podczas tego wyjazdu. 

Pozostałe części z cyklu znajdziecie tu :

ICE LAND I prolog
ICE LAND II o źródłach i wodospadach
ICE LAND IV w drodze

Jesień w Chatce Puchatka, czyli kulisy sesji wyjazdowej

TAGS:

POPRZEDNIA HISTORIA
NASTĘPNA HISTORIA
WPISZ CZEGO SZUKASZ